Nostalgia pozostanie
Artykuł z numeru 24/2019
Po prawie 30 latach dzierżawy ze stadionu i hotelu na Sportowej odszedł Lech Szurko. W szczerej rozmowie z naszą gazetą opowiada o minionych latach i o tym, co będzie robił na emeryturze.
Czy żal panu opuszczać to miejsce?
Nostalgia jakaś na pewno zostaje, ale czuję się już wypalony. Byłem tu prawie 30 lat, zaczynałem od podstaw, tak więc to naturalne, że jest jakiś smutek. Ale mi przykro, gdy słyszę, że miasto planuje podłączyć obiekt do kanalizacji, że już szamba nie będzie, gdzie o to prosiłem prawie 30 lat. Żyjemy w XXI wieku, a ja biegałem tu z pompą. Żal mam o to, że tyle lat prosiłem, pisałem pisma, ale odmawiano mi wielu rzeczy, miasto przez te prawie 30 lat przecież nie poniosło nakładów na remonty. Gdyby ten obiekt miał np. dom kultury, miasto musiałoby wyłożyć ze 200-300 tysięcy rocznie. Współpracowałem ze wszystkimi burmistrzami. Za dużo na nich liczyć nie mogłem, bo była opinia, że wziął Szurko, niech robi Szurko.
Dużo złych słów usłyszałem od ludzi, nie wiem, czy z zazdrości, zawiści? A teraz jakoś wielu chętnych na ten stadion nie było. Musiałem czasem być ostrzejszy w swoich słowach. Odpowiadałem za ten budynek i stadion, zdarzało się, że dzieciaki bujały się na bramkach, źle zachowywały, więc czasami musiałem ostrzej zareagować. Rodzice oczywiście przychodzili z pretensjami. Postawiłem tabliczkę z zakazem wprowadzania psów, ile ja się z tym namęczyłem, naprosiłem, nakrzyczałem. Ta relacja między mną a społeczeństwem była więc różna. Ale przecież jeśli jestem tu gospodarzem, to ja odpowiadam za obiekt. Relacja między mną a klubem… też było różnie. Nie gasili światła, wody nie zakręcali, też padały ostre słowa. Czasem udawałem, że pewnych rzeczy nie widzę.
Jak wspomina pan swoje początki w tym miejscu?
Kiedy przyszedłem prawie 30 lat temu, nie było tu nic. Tylko wybielony budynek. Trzeba było wyłożyć dużo pieniędzy. Żeby nie wsparcie przede wszystkim rodziny, żony, która potrafiła mnie zrozumieć, byłoby ciężko. Wszystko, co tu osiągnąłem, osiągnąłem kosztem rodziny. Każda sobota, niedziela…. Latem wszyscy jadą na wakacje, nad jezioro, a ja musiałem tu być. Pomagali mi mój świętej pamięci ojciec, moja mama, moje dzieci, zięć. Trochę ludzi się przewinęło, zatrudniałem czasem średnio po pięć osób, ale dużo jednak robiłem sam. Druga sprawa to piece, gdy przyszedłem, były stare niewydajne, musiałem zainwestować. Kupiłem więc piec gazowy, później na ekogroszek. Koszt roczny opału to prawie 20 tysięcy. Musiałem wymienić okna, pomniejszyć ich liczbę. Ociepliłem całą górę. W każdym pokoju jest teraz łazienka, kiedyś tego nie było. Położyłem płytki, wcześniej był wszędzie beton na posadzkach. Musiałem kupić naczynia, meble. Zrobiłem siłownię, saunę i nie wiem kiedy, a czas minął.
Jeśli chodzi o zapotrzebowanie na usługi hotelowe, jak się zmieniły na przestrzeni lat?
Zmieniły się bardzo. Kiedyś było tu dużo grup myśliwych, obozy sportowe, przyjeżdżały kluby. Teraz koniunktura się zmieniła. Gościłem Lechię Gdańsk, pierwszoligowe zespoły, drugoligowe, takie kluby teraz jeżdżą do Turcji, w ciepłe kraje. Biedne kluby robią obozy u siebie. Kiedyś było dużo lepiej, więcej imprez. Jak zaczynałem, w okolicy były dwie kawiarnie, a teraz jest pełno restauracji, domów weselnych, jest wybór, a przecież klient nasz pan. Chociaż przyznam, że teraz jest klientela w postaci pracowników firm, które budują obiekty i drogi. Także październik i listopad nie były takimi złymi miesiącami. Jest to pieniądz, ale też i straty, bo ci goście hotelowi niszczą obiekt.
Sporo czasu spędzał pan w tym hotelu, na stadionie.
Aż za dużo! Ja tu spałem, spędzałem całe dnie. W sezonie koszenie boiska, nawadnianie, wysypanie, wałowanie, dopilnowanie. Kiedyś nie miałem kosiarki, mój ojciec zrobił mi więc maszynę z motopompy. Osiem godzin się kosiło, a teraz mam ciągnik, jest trochę inaczej, lecz wciąż trzeba poświęcić wiele czasu na taki obiekt.
Co szczególnie wspomina pan z minionych lat?
Były tu mistrzostwa w piłce nożnej Sprawni Razem, naprawdę mile to wspominam, pan Roman Gajowczyk był wówczas głównym organizatorem. Był zapał, energia, świetnie nam się pracowało. Wszyscy chcieli działać. To był 2001 rok. Mieliśmy ekipy z Anglii, Holandii. Naprawdę miałem wtedy satysfakcję. Z sentymentem wspominam także mojego mentora pana Stanisława Drewniaka. Traktował mnie jak syna, więc myślę o nim z sentymentem.
Jakie ma pan plany na emeryturze?
Mam fajną żonę, mam wspaniałe dzieci, wnuki. Mam przyjemny ogródek, miłych sąsiadów, kupiłem holenderski domek, zrobiłem wędzarnię, małą masarnię. Mam swoje hobby, jakim jest robienie wyrobów i wędzenie. No i oczywiście piłka nożna, to moje szaleństwo. Czego mi więcej trzeba?
Czy chce pan komuś na koniec podziękować ?
Żonie, dzieciom, zięciowi. Chcę podziękować moim kolegom zawodnikom, mimo wszystko władzom miasta. Przepraszam też, jeśli kogoś uraziłem, czy sprawiłem przykrość. Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i miłe gesty.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Renata Tokarska
Prawie 30 lat, tyle Lech Szurko spędził na tym stadionie. Od nowego roku władzę nad obiektem przejmują nowi zarządcy. Więcej na ten temat w styczniowym numerze