Dobro zwierząt najważniejsze
Alicja Piech to lokalna działaczka na rzecz obrony zwierząt. Założyła stowarzyszenie „Arka dla zwierząt”, gdzie działa charytatywnie, zmagając się z wieloma problemami. Dobro czworonogów jest dla niej bardzo ważne i to głównie dzięki Arce do schroniska w Jędrzejewie trafia nieporównywalnie mniejsza liczba psów. Naszej gazecie udzieliła wywiadu na temat swojej działalności, która w ostatnim czasie została doceniona i nagrodzona w różnych plebiscytach.
Skąd pomysł na założenie takiej działalności?
Od zawsze pomagałam zwierzętom, ale było to coraz trudniejsze. Jako osoba prywatna ciężko mi było leczyć te zwierzęta, łączyło się to z finansami. Stąd powstał pomysł, aby przystąpić do jakiejś organizacji. Zaczęłam współpracę z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami w Polsce. W Strzelcach wraz z kolegami założyliśmy oddział, który trwał trzy lata. Przez te 3 lata mieliśmy znikomą pomoc finansową. W ciągu roku dostawaliśmy 700 zł, było to niewiele, więc musieliśmy sami pozyskiwać potrzebne środki. W końcu stwierdziliśmy, dlaczego mamy być od kogoś zależni? Sami możemy stworzymy jakąś organizację, która będzie pomagała. W sumie stwierdziliśmy, że będzie to stowarzyszenie, gdyż było nas sporo, w sumie 15 osób, a właśnie tyle było potrzebnych do założenia tej organizacji. I tak to trwa do dziś z tym, że osoby, które początkowo się deklarowały z pomocą, wykruszyły się, ponieważ jest to praca nieskończona.
Jak dużo czasu przeznacza pani dla Arki?
Bardzo dużo każdego dnia. To nie tylko wyjazd po psa, kota czy na sterylizację, kastrację lub szczepienia, to także praca na Facebooku. Mamy zwierzęta w domkach tymczasowych i w hotelu, więc w zasadzie jestem jedyną osobą, która zajmuje się tą otoczką zdrowotną zwierząt. Wykonuję wszystko, co należy do mnie, czyli przygotowuję zwierzę do adopcji.
Co jest najtrudniejsze w tej pracy?
Brak czasu dla rodziny, dla mojego wnuka, który ciągle coś mówi do mnie, a babcia nie słyszy, bo myśli, gdzie tego psa czy kota umieścić.
Co daje pani największą satysfakcję?
Jeśli jest znaleziony psiak i wraca do dobrego właściciela, bo gdzieś mu zaginął, np. uciekł, gdyż wystraszył się klaksonu samochodu. A jest to dobry dom i to jest super. Drugą satysfakcję mam, gdy bezdomny pies trafia do ludzi, którzy są dla niego prawdziwą rodziną, która daje miłość i przede wszystkim godne życie. Dbają o tego psa, a to jest dla mnie priorytet. Staramy się, aby każda rodzina, która adoptowała od nas pieska, chociaż raz w miesiącu przekazała nam jakieś informacje na jego temat.
Jak obecnie działa „Arka dla zwierząt”?
Jest to bardzo mała grupa ludzi. W tej chwili są to 3 osoby, pozostałe 2-3 pomagają nam z doskoku. I tak naprawdę jest to 6 osób, które rzeczywiście w Arce działają, pozostali są nieaktywni, choć na początku pomagali.
Czy jakaś historia najbardziej utkwiła pani w pamięci?
Pewnego razu dostałam zgłoszenie, że pod Intermarche w Strzelcach, błąkają się 2 duże psy. Wyglądają, jakby ktoś przyszedł do sklepu i o nich zapomniał. Stoją przy otwartych drzwiach i zaglądają do środka, ale tam nie wchodzą. Pojechałam zobaczyć te psiaki, bo już za długo to trwało. Właścicielka sklepu dała im wodę i karmę, aby odciągnąć je od drzwi. Nie wiedzieli, czy są agresywne, a do sklepu przychodzili klienci z dziećmi. Zwierzaki były przepiękne, suka w typie owczarka niemieckiego, a drugi pies był czarny, ogromny w typie labradora. Co ja miałam z nimi zrobić? Zabrałam je do domu. U mnie były już 4 moje psy, a z nimi miałam już 6. Właściciel się nie zgłosił, przygotowałam je do adopcji. Sunia bardzo szybko znalazła nowy dom – w ciągu 2 miesięcy. Drugi pies został u mnie bardzo długo, bo aż 8,5 miesiąca. W międzyczasie dowiedziałam się, kto jest właścicielem piesków. Była to osoba publiczna, radny, ale nazwisko zachowam dla siebie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała J. Czerwińska, ZS 9/2019
fot. archiwum prywatne