STRZELCZANIE Z KARPIEM 21,6 KG NA WORLD CARP CLASSIC
Strzelczanie Arkadiusz Kozaryn i Przemysław Sydor reprezentowali Gminę Strzelce Krajeńskie na Mistrzostwach Świata w łowieniu karpia, czyli na World Carp Classic we Francji.
– Nasza przygoda z World Carp Classic zaczęła się tak naprawdę w Poznaniu na Rybomani 2018, gdzie z moim przyjacielem Przemkiem Sydorem zostaliśmy zaproszeni do loży vipów i tam wspólnie z Rossem Honey zaczęliśmy rozmowy o wędkarstwie karpiowym. Tak od słowa do słowa Przemek zapytał się czy byłaby szansa, żebyśmy wystartowali w mistrzostwach. Ross uśmiechnął się i powiedział, że lista jest zamknięta, ale pomyśli co da się zrobić. Nie minęło parę dni i Ross odezwał się, że mamy miejsce na liście. To była dla nas wielka radość i zdziwienie. Wiadomo, że WCC jest największą imprezą karpiową na świecie, gdzie przyjeżdżają same najlepsze gwiazdy tego fachu, więc rywalizacja tam nie jest prosta, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia – opowiada Arkadiusz Kozaryn. – Niestety taki wyjazd wiąże się też z niemałymi kosztami, więc trzeba było poszukać sponsora, który odciążył by nas z wydatków wyprawy. Zacząłem szukać i poznałem Dariusza Lesznara, który pochodzi z Gliwic i prowadzi firmę karpiową. Zadzwoniłem, pogadaliśmy i udało się. Postanowił w nas zainwestować. Nie kryłem radości, wręcz krzyczałem ze szczęścia, że mamy to, jedziemy na WCC – dodaje Kozaryn. – Jestem doświadczonym karpiarzem, wychowanym przez Przemka Sydora. Przemek uczestniczył już w mistrzostwach 14 lat temu, dla mnie i Dariusza był to jednak pierwszy taki wyjazd. I już wiem, że nieostatni, bo za rok wracamy i walczymy o tytuł – dodaje.
Strzelecka drużyna jako jedyna spośród 13 polskich ekip położyła karpia na matę, a złowił ją Przemek Sydor. Nie to jest jednak ważne kto trzyma rybę, brawa należą się całemu teamowi, bo jeżeli w tych zawodach nie działa się wspólnie, nie odnosi się też sukcesów.
– Za rok wracamy. Silniejsi i bogaci w wiedzę i doświadczenie jakie zdobyliśmy, po walce z tonami pływającego zielska, małymi rybami, które psuły nam szyki i wietrze, który był tak silny, że wyrywał namioty – podsumowuje Arkadiusz Kozaryn.
Fot. Archiwum prywatne Arkadiusza Kozaryna