REWOLUCJA DLA WĘDKARZY. CO STANIE SIĘ ZE STRZELECKIMI JEZIORAMI?

Koniec z prywatną dzierżawą jezior. Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie przejmuje coraz więcej zbiorników. Sprzedaje karty i samotnie prowadzi gospodarkę rybacką. Ma być jedno pozwolenie na całą Polskę. To sygnał, że turystyka wędkarska zyskuje na znaczeniu. A co to oznacza dla pojezierza dobiegniewskiego, gdzie są jeziora dzierżawione przez naszą gminę?
Ta informacja zaskoczyła całe wędkarskie środowisko. Dwa największe jeziora pojezierza, czyli Lipie i Osiek, a także popularne Głębokie (Słowa), Końskie, Kościelne i Ostrowieckie straciły z dnia na dzień dotychczasowego dzierżawcę. Jeziorami od przeszło 20 lat zarządzali prywatni właściciele. Ostatnio była to spółka, o której wielu wędkarzy miało wyrobione zdanie. – Ryba była tylko odławiana, nie było zarybień. Kiedyś na jeziorach Lipie i Słowa pływały potężne ławice sielawy i leszcza. Obecnie złowienie dużego leszcza graniczy z cudem – mówi Robert Dreczkowski prezes Koła PZW nr 1 w Strzelcach Krajeńskich.

MIASTO APELOWAŁO O ZMIANY

W tym roku było apogeum odłowów, zdarzało się, że sieci stawiane były kilka razy w tygodniu. Wędkarze, wraz z naszym samorządem niejednokrotnie starali się kontrolować te rybackie eskapady. Tak było między innymi w 2021 roku, kiedy na plaży w Długiem na spływającą rybacką łódkę czekali z policją. – Poprosiliśmy naszych funkcjonariuszy, by sprawdzili, czy odłowy przebiegają właściwie – mówi obecny przy tamtym zdarzeniu Mateusz Karkoszka sekretarz gminy – W łodzi było kilka linów, grube płocie i okonie, a także szczupaki. Były też papiery, które upoważniały rybaków do połowów. Choć nie był to przyjemny widok, wszystko odbywało się zgodnie z przepisami – dodaje.
Nasza gmina na wniosek wędkarzy podejmowała rozmowy z Państwowym Gospodarstwem Wodnym Wody Polskie, by przeprowadzać kontrolę, a w przyszłości, by umożliwić dzierżawę tych obwodów samorządom zrzeszonym w Lokalnej Grupie Rybackiej Pojezierze Dobiegniewskie. – Widzieliśmy, że ostatnie lata zubożyły to ważne dla wielu mieszkańców miejsce. A przecież rybne łowiska są też magnesem dla turystów, których w Długiem z roku na rok przybywa – mówi Mateusz Karkoszka – Byliśmy gotowi do rozmów o ewentualnej dzierżawie jezior. Mamy już doświadczenie z miejskimi zbiornikami. Zależało nam bardzo, by odbudować te cenne akweny – dodał sekretarz.
Sygnały wędkarzy i miasta nie pozostały bez echa. Wody Polskie przeprowadziły przed rokiem szczegółową kontrolę zarybień prowadzonych przez dzierżawcę. Jak udało nam się ustalić, nie wypadła ona najlepiej. Po kilkunastu miesiącach władze Wód Polskich zdecydowały się odebrać dzierżawiony przez prywatny podmiot obwód rybacki. Mało tego, od razu zaczęto sprzedawać zezwolenie m.in. na Lipie, Osiek i Słowę, nie czekając na kolejny przetarg. Wynika to z wielkiego ogólnopolskiego projektu, który jest promowany przez Ministerstwo Infrastruktury. Projekt ma nazwę „Nasze łowiska” i zakłada skupienie bardzo dużej ilości jezior pod skrzydłami Wód Polskich. – Chcemy uprościć wędkowanie i udostępnić je bardzo szerokiej grupie Polaków. Wychodzimy naprzeciw wędkarzom – mówił na konferencji Marek Gróbarczyk minister, nadzorujący prace WP.

CZY TO KONIEC PZW?

Już w listopadzie na stronach „Nasze łowiska” pojawiła się informacja o możliwości wykupu zezwolenia na jeziora tzw. Lubuskich Mazur, jak również na kilkaset innych zbiorników w Polsce. Cena to 250 zł z brzegu plus 50 zł za wędkowanie z łodzi. Na ulgi 50% mogą liczyć uczniowie do 18 lat. – Dziś dochodzi do sytuacji, że wędkarz chcący łowić ryby na wszystkich wodach w województwie musi ponieść koszt kilku tysięcy złotych, bo tak wielu jest dzierżawców. Dążymy do tego by w Polsce na wszystkie wody obowiązywała jedna karta – dodał minister Gróbarczyk. – Szykujemy intensywne zarybienia naszych akwenów, bo mamy ośrodki zarybieniowe. Chcemy wprowadzić możliwość zakupu kart na mObywatel. To zmiany, które idą w dobra stronę – informował na konferencji przedstawiciel WP.
Nie brakuje jednak głosów, że ta rewolucja to chęć ograniczenia pozycji Polskiego Związku Wędkarskiego, który dzierżawi najwięcej zbiorników w Polsce. Jak udało nam się ustalić PGW WP, która jest właścicielem wszystkich jezior niechętnie przedłuża dzierżawy PZW, chcąc przejąć ich jak najwięcej pod własne skrzydła. – Uważam, że informacja o przejęciu obwodów rybackich przez Wody Polskie to dla wędkarzy zła wiadomość. Coraz większa liczba jezior w WP spowoduje pewnie znaczny wzrost cen za pozwolenia. Dodatkowo wprowadza się opłaty za osobę startującą w zawodach, nakazy likwidacji mostków wędkarskich lub opłacanie ich co roku, a także zakaz stosowania zanęt. Lepiej, gdyby te jeziora przejmowały samorządy – dodał Robert Dreczkowski – Polski Związek Wędkarski to organizacja społeczna, która działa blisko 80 lat. Zajmuje się ochroną wód dzierżawionych, organizacją sportów wędkarskich takich jak zawody kołowe, krajowe czy międzynarodowe. Uważam, że nie jest zagrożone likwidacją – dodał.

TE WODY MAJĄ POTENCJAŁ

Nad lokalnymi jeziorami słychać także głosy, że to co działo się przez ostanie lata nad Lipim, czy Osiekiem wołało o pomstę do nieba, dlatego, każdy nowy dzierżawca, tym bardziej państwowy daje nadzieję na dużo lepszą gospodarkę rybacką. – Wody Polskie jako gospodarz to na pewno ogromna szansa dla tych jezior. Po kilkunastu latach zaniedbań mają wrócić zarybienia – mówi wędkarz Jakub Drelich – Wiem, że planowana jest też walka z kormoranami. Ptak, który jest w Polsce pod ochroną upodobał sobie jeziora Lipie i Słowa ze względu na dużą przejrzystość wody oraz charakter sielawowy – dodaje.
Jakub Drelich jest współorganizatorem największych zawodów wędkarskich w zachodniej Polsce. Puchar Długiego i Osieka ściąga co roku do naszej gminy ponad 200 uczestników z całego kraju. To często mistrzowie Polski i Świata, którzy podkreślają, że miejsce to jest wyjątkowe dla każdego wędkarza. – Nasze jeziora mają ogromny potencjał. Pokazują to wyniki, pokazuje to również ogromny wzrost zainteresowania wędkarzy, którzy przyjeżdżają do nas na prywatne wędkowanie z naprawdę odległych miast. Co weekend w Długiem widać sporą liczbę łódek na wodzie – opowiada J. Drelich. Wielu z przyjezdnych wędkarzy będzie wybierać lokalne hotele i stołować się w miejscowych restauracjach. Bo turystyka wędkarska, głównie w Skandynawii jest znakomitą odpowiedzią na martwy sezon turystyczny. Wtedy ryby biorą najlepiej, a i miejsc noclegowych nie brakuje. Porównywanie łowisk z tymi skandynawskimi też nie jest przesadą. Podczas tegorocznych zawodów w Lipim złowiono kilka szczupaków powyżej metra. Takie ryby spotyka się już na nielicznych zbiornikach. – To ewenement na skale Polski, żeby jeziora po tylu ciężkich latach, braku jakichkolwiek zarybień i ciągłych odłowach sieciami wciąż posiadały tak piękne ryby w swych wodach – dodaje. Można więc mieć nadzieję, że jakikolwiek dzierżawca, który nie stawia na rybactwo, a wędkarstwo jeszcze tę sytuację poprawi.

NASZE JEZIORA DALEJ  W MIEŚCIE?

Skoro PGW WP tak chętnie przejmuje jeziora na terenie Polski rodzi się pytanie, czy także Górne i Dolne może przejść pod władanie państwowej spółki. Oba jeziora od przeszło 7 lat dzierżawi gmina Strzelce Krajeńskie. Nie jest to podmiot prywatny, ale patrząc na przypadek PZW może dojść do sytuacji, w której Wody Polskie nie przedłużą umowy dzierżawy.
Jak zapewniają pracownicy strzeleckiego urzędu nie ma podstaw by taką umowę wypowiedzieć. – Gmina właściwie realizuje zapisy wynikające z zawartej umowy użytkowania obwodu rybackiego – mówi Sylwia Kowalewska z Urzędu Miejskiego – Przeprowadzona w 2020 roku kontrola to udowodniła. Gmina uzyskała pozytywny wynik oceny wypełniania racjonalnej gospodarki rybackiej – dodaje.
Bo dzisiejsze dzierżawy opierają się nie tylko na płatnościach, ale przede wszystkim na zarybieniach. A te, ja wykazała kontrola, nasza gmina prowadzi bez zarzutów. Każdego roku do dwóch jezior trafia ponad pół tony ryb. Rodzaj zarybień jest ściśle powiązany z operatem, który zaakceptowały Wody Polskie. – Na początku przeprowadzono badania ichtiologiczne i hydrobiologiczne, których wyniki wzięto pod uwagę przy opracowywaniu planu gospodarki i zarybień. Do jeziora wpuszczane są szczupaki, sandacze, węgorze i liny. Są to gatunki priorytetowe dla wędkarzy – mówi dr hab. Przemysław Czerniejewski z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie.
Zwiększenie liczby drapieżników ma konkretny cel – poprawy jakości wody. Ta pogarsza się w miejscach, gdzie pływa więcej tzw. białorybu. – To te drobne gatunki ryb karpiowatych np. płoć, krąp wpływają na trofię zbiornika. Wraz ze wzrostem ich liczby, spada zawartość tlenu, przezroczystość wody, ale także zachodzą niekorzystne zjawiska w biotycznej części ekosystemu. Na przykład zaczyna brakować pokarmu, ryby karłowacieją, łapią pasożyty. Przez wpuszczanie drapieżników udało nam się ten proces wyhamować – dodaje dr Czerniejewski, który na co dzień współpracuje z gminą, jako ichtiolog.

CO CHCĄ ZMIENIĆ WĘDKARZE?

Przy tak profesjonalnym podejściu miasta do dzierżawy obwodów, trudno przypuszczać by jeziora miały być odebrane. Gmina nie zamierza również podnosić cen pozwoleń. Wszystko wskazuje na to, że zostanie przedłużona umowa z PZW, dzięki której na kartę Związku można łowić na obu jeziorach. Miasto zaś otrzymuje z Okręgu ponad 10 tysięcy na zarybienia. – Gospodarka na jeziorze Górnym i Dol nym dobrze prosperuje. Zbiorniki są pod czujnym okiem ichtiologa. Widać to na zawodach kołowych, które często organizujemy na tych zbiornikach. Łowimy coraz większe sztuki. Pojawiają się ładne płocie, szczupaki i sandacze – mówi Robert Dreczkowski z PZW.
Nie oznacza to jednak, że kilku rzeczy w opinii wędkarzy nie należałoby zmienić. Pierwszą z nich jest dostęp do Jeziora Dolnego. – Większość brzegów znajduje się przy prywatnych posesjach, przez co wędkarze nie mogą korzystać z całego jeziora. Umożliwienie przejścia wokół akwenu pozwoliłoby tez nam lepiej dbać o tę wodę – dodaje prezes Koła nr 1 PZW.
Sprawa ciągnie się od wielu lat i jest trudna do rozwiązania. Przepisy nakazują utworzenie półtorametrowego przejścia między linią brzegową, a grodzoną nieruchomością. Jednak linia zmienia się w zależności od poziomu wody, co wiązałoby się z ciągłą zmianą grodzenia. – Linia brzegowa należy do Wód Polskich, ale patrząc jaki nacisk Państwowe Gospodarstwo Wodne zamierza kłaść w najbliższych latach na rozwój wędkarstwa, także z tym tematem powinno sobie poradzić. Będziemy o to apelować – mówi sekretarz miasta – By ułatwić dostęp od strony wody, zmieniliśmy regulamin wpuszczając na Dolne łódki, ale wiemy, że to za mało – dodaje.
O wpuszczenie łódek tym razem na Górne apeluje cześć wędkarzy. Na pewno nie jest to możliwe do 2024 roku, bo do tego czasu wciąż obowiązuje operat zatwierdzony przez Wody Polskie. Miasto zapowiada jednak rozmowy z wędkarzami w tej sprawie. – Operat rybacki zgodnie z przepisami ważny jest 10 lat. Nasz obowiązuje do końca września 2024 r. Nowy operat, tworzony na podstawie zebranych materiałów badawczych, wprowadzi nowe zasady i wówczas będzie możliwość zmiany zapisów w regulaminie – mówi Sylwia Kowalewska.

WYELIMINOWAĆ ZŁODZIEI

Według części wędkarzy wprowadzenie łodzi na Jezioro Górne odstraszyłoby kłusowników. A to niestety zmora wszystkich wód. Niedawno w internecie pojawiło się nagranie, jak nad Jeziorem Osiek, w biały dzień, mężczyzna wyciąga z wody sieć z rybami. Nagranie było zrobione prawdopodobnie już po przejęciu jezior przez RGW WP. Nie wiadomo, czy był to kłusownik, czy ktoś ściągał ją przypadkiem (jest to kategorycznie zabronione, odnalezioną sieć należy zgłosić na policje), ale zdarzenie pokazuje, że kradzież ryb wciąż ma się w naszym kraju dobrze. – Niestety jest to odwieczny problem na tych wodach, a od tego roku wręcz plaga. Lokalni kłusownicy stawiają i ściągają sieci już nie tylko w nocy – mówi Jakub Drelich – Do walki z kłusownikami włączyli się lokalni wędkarze co uważam za akt desperacji. Jest to z jednej strony dobre, ale z drugiej bardzo niebezpieczne dla nas, bo narażamy swoje życie i zdrowie interweniując w takich sytuacjach. Uważam, że należy utworzyć lokalną społeczną straż rybacką która we współpracy z odpowiednimi służbami dbałaby o wody – dodaje.
Może się okazać, że taki ruch będzie niezbędny. O ile PZW posiada swoje służby, o tyle gminy czy Wody Polskie nie mają na razie wielu ludzi do ochrony jezior. Swoje działania muszą obecnie opierać na wędkarzach. Gmina postanowiła zdobyć na ten cel pieniądze. W ramach konkursu unijnego otrzymała dofinansowanie na zakup łodzi z silnikiem, która ma służyć także do zarybień. Miasto z dotacji kupi także sprzęt optyczny do ochrony wód i sondę do badania poziomu tlenu w wodzie.
Przemysław Czerniejewski przyznaje, że współpraca wędkarzy i samorządu także w kwestii ochrony może przynieść dobre efekty. – W Polsce jest kilka gmin, a nawet Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty, które są rybackimi użytkownikami wód i prowadzą tą część swojej działalności prawidłowo, wypełniając wszystkie swoje zobowiązania– mówi ichtiolog. Parsęta słynie dziś z kapitalnych łowisk ryb łososiowatych, gdzie każdego roku łowi się rekordowe łososie i trocie.
Jakiekolwiek zmiany nie następowałyby nad naszymi jeziorami nie ma żadnych wątpliwości, że nawet najlepszy dzierżawca nie poradzi sobie bez współpracy z użytkownikami wód. A i woda nie da sobie rady, jak nieuczciwych użytkowników będzie więcej od prawdziwych wędkarzy. Także ci co nie łowią, ale lubią zjeść rybę, powinni pamiętać, że kupowanie jej poza sklepem lub stawami hodowlanymi napędza kłusowniczy biznes. O tym czy doczekamy się w naszej gminie wędkarskiego eldorado zależy więc od naprawdę wielu osób.

red

 

You may also like...

Dodaj komentarz

Skip to content