ŻAGLÓWKĄ PO MORZU ŚRÓDZIEMNYM – CZYLI JAK POMÓC I PRZEŻYĆ WAKACJE ŻYCIA

Aleksandra Kwiecińska i Maciej Bortnowski pływali „Ritą” po Morzu Śródziemnym. Rejs, w którym uczestniczyli najpierw wylicytowali w ramach strzeleckiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Decyzję o urlopie podjęliśmy w dość nietypowych okolicznościach. W styczniu wybraliśmy się na finał WOŚP z zamiarem licytacji odkurzacza, a wyszliśmy z czymś czego zupełnie nie planowaliśmy – z voucherem na tygodniowy rejs żaglówką po Morzu Śródziemnym.
Skontaktowaliśmy się z kapitanem Andrzejem Ziajko, który był sponsorem rejsu i ustaliliśmy datę i miejsce startu – 11.06, Ateny. Do stolicy Grecji przylecieliśmy kilka dni wcześniej. Zwiedziliśmy najważniejsze miejsca – Akropol, stadion olimpijski i łuk Hadriana, zapoznaliśmy się z grecką kuchnią i polubiliśmy z greckim: „siga, siga” (powoli, powoli), które idealnie opisuje sposób życia Greków.
Razem z 6 innymi członkami załogi oraz kapitanem Andrzejem Wartalskim mieliśmy spędzić na pokładzie Rity 7 dni i 7 nocy.
Już pierwszego wieczora okazało się, że nasze jedyne doświadczenia z jednostkami pływającymi, czyli rejsy kajakiem po jeziorze Lipie, to raczej nic szczególnego.
Nasi współzałoganci mieli na kontach setki godzin na morzach i oceanach, a nawet podium w regatach Rolex Middle Sea Race. Nauczycieli żeglarstwa mieliśmy więc doświadczonych.
Łódka, którą pływaliśmy, mierzy 56 stóp długości (17m) i waży 27 ton, jest wyposażona w dwa koła sterowe, system autopilota, elektryczne kabestany. Pod pokładem znajduje się 5 kajut, 4 łazienki i kambuz.
Już w pierwszych dniach rejsu kapitan wykazał się sporym zaufaniem i pozwolił nam usiąść za sterami, mimo, że nasze doświadczenie żeglarskie było praktycznie zerowe.
Żeglowaliśmy głównie wokół wysp: Egina, Poros, Idra i wybrzeży Peloponezu. Codziennie dobijaliśmy do innego portu. Posiłki zazwyczaj szykowaliśmy na pokładzie. Obowiązkowym punktem każdego dnia było wpłynięcie do zatoki na kąpiel w morzu i snorkeling – udało się nam nawet wypatrzeć murenę!
– Spełniłam też jedno ze swoich marzeń – widziałam delfiny w swoim naturalnym środowisku, na wolności – relacjonuje Aleksandra Kwiecińska.
Podczas rejsu pełniliśmy też typowe żeglarskie obowiązki: wciąganie i opuszczanie kotwicy, odbijaczy, klarowanie lin, wybieranie żagli.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności na pokładzie Rity przeżyliśmy przygodę życia. Jesteśmy ogromnie wdzięczni kapitanowi Andrzejowi Ziajko, że zdecydował się wystawić na licytację możliwość rejsu. Sami nie wzięlibyśmy pod uwagę urlopu w takiej formie, a dzięki niemu zaraziliśmy się żeglarstwem i już po głowie chodzą nam kolejne przygody.

Aleksandra Kwiecińska, Maciej Bortnowski, red

You may also like...

Dodaj komentarz

Skip to content