Strzelczanka na starcie maratonu w Nowym Jorku
Marta Wojtysiak, nauczycielka języka angielskiego, mama dwóch synków Leosia i Filipa, uwielbia biegać. 3 listopada stanęła na starcie w Nowym Jorku, by spełnić swoje biegowe marzenie.
Maraton w Nowym Jorku to mekka dla biegaczy, okazja do powalczenia, o jak najwyższą lokatę, a na starcie wielu zawodników, którzy na przygotowania do udziału w imprezie poświęcają wiele godzin dziennie. Jak długo przygotowywałaś się do biegu w Nowym Jorku?
M.W. Biegam chyba od zawsze, ale ostatni maraton biegłam w 2015 roku. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ciąża, powrót do formy, więc wiedziałam, że muszę włożyć w to więcej wysiłku niż wcześniej. Trenowałam 5 razy w tygodniu. Na koniec tygodnia zawsze długie rozbieganie około 18 km. Dużo cennych wskazówek, jak również wsparcie w treningu, dostałam od Piotra Kristela, kolegi z klubu KB Pento, dzięki któremu z dnia na dzień poprawiałam wynik, a przede wszystkim zaczęłam czerpać dużą przyjemność z przemierzanych kilometrów. To chyba najważniejsze.
Jak oceniasz trasę i atmosferę?
M.W. Coś niesamowitego. Kiedy zakończył się bieg, chciałam coś mądrego napisać do rodziny i przyjaciół, choć trochę opisać im to, co przeżyłam. Zabrakło słów. Biegłam już kilka maratonów, również w Europie, ale atmosfera tego nowojorskiego jest nieporównywalna. Każda dzielnica wypełniona kibicami, przez których czułam się, jakbym zdobywała jakieś wielkie mistrzostwo. Do tego muzyka, w każdej dzielnicy inna i Polacy mieszkający w Nowym Jorku, ich serdeczność była również nieoceniona. Jeśli chodzi o trasę, to owszem byliśmy ostrzegani przed, że jest ciężko, ale szczerze mówiąc myślałam, że to tylko takie straszenie. Niestety nie. Zgadzam się w 100 procentach ze stwierdzeniem, że NYC Marathon to jeden z najtrudniejszych maratonów ulicznych na świecie.
Jak oceniasz swój wynik?
M.W. Tu nie chodziło o wynik. Już kilka miesięcy temu, jak zaczynałam się przygotowywać do biegu, wiedziałam, że nie biegnę po to, aby pobić słynne 4h, ale żeby wycisnąć z tego wydarzenia jak najwięcej, żeby jak najwięcej zostało wspomnień. Tak też zrobiłam. Mój wynik to 4.37, ale był lepszy od dziennikarza z TVN Jarka Kuźniara.
Czy zakupiłaś na pamiątkę wydanie „New York Times’a”, w którym tradycyjnie drukowane są wszystkie wyniki?
M.F. Oczywiście, już w poniedziałek rano zakupiłam dla siebie oraz rodziny.
Maraton nowojorski przyciąga bardzo dużą uwagę i zainteresowanie, a tegoroczna edycja od godziny 15:05 była transmitowana w Eurosporcie. Kto jest twoim najwierniejszym kibicem?
M.W. Mam wielu kibiców. Wszyscy biegają w klubie KB Pento. Niesamowici ludzie. Oglądali transmisje i przeżywali ze mną. Kiedy po biegu przeczytałam wiadomości, przez wiele minut siedziałam i płakałam jak mała dziewczynka. No i moi osobiści kibice to rodzina, synowie, mąż Patryk oraz rodzice i brat, bez których nigdy nie udałoby się zrealizować marzenia.
Czy miałaś okazję spotkać kogoś sławnego podczas tego prestiżowego maratonu?
M.W. Już w hotelu nie dało się nie zauważyć aktorów, dziennikarzy oraz kabareciarzy z Polski. My akurat mieszkaliśmy w tym samym hotelu, co aktorka Małgorzata Socha z mężem, dziennikarz Jarosław Kuźniar, członkowie kabaretu Skeczów Męczących oraz Paranienormalni. Ci ostatni umilali nam czas w autobusie, w świetny sposób rozładowywali napięcie przed biegiem.
Jaki jest twój kolejny cel i biegowe marzenia?
M.W. Obiecałam sobie, że ostatni maraton, jaki przebiegnę to będzie ten nowojorski, ale wiesz jak jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia. W Nowym Jorku poznałam fantastycznych ludzi, z którymi będę na pewno utrzymywała kontakt. Namawiają mnie na kolejny maraton, tym razem w Rio de Janeiro, także zobaczymy.
Agnieszka Lech